Niech piekło rozpęta się na nowo!

     Sam Wood, protagonista filmu „Born to Fight”, to nieulękniony twardziel – bohater, którego śmiało postawić można obok takich typów jak Rambo czy John McClane. Traumatyczne wspomnienia z czasów wojny wietnamskiej uczyniły jednak z żołnierza alkoholika. Reporterka Maryline Kane wynajmuje Sama jako przewodnika w wycieczce po Wietnamie. Podróż szybko okazuje się więcej niż urlopem, a dziewczyna prosi byłego komandosa o pomoc w odbiciu ojca z obozu jenieckiego w Vietcongu. Wood dostrzega w tym zadaniu możliwość zemsty na osobach, które przed kilku laty uczyniły z jego życia piekło.

     Niech piekło rozpęta się na nowo, tym razem w wydaniu głównego bohatera! Sam Wood jest kozakiem spijającym wężowy jad jeszcze śmielej niż kielony siarczystej wódki. Postać Wooda kreuje aktor filmów klasy „B” Brent Huff, który do roli wojownika-bad assa nadaje się lepiej niż ktokolwiek – doświadczenia w odgrywaniu podobnych bohaterów Huff nabrał już na planach zapomnianych dziś szlagierów: „Odpowiedzi zbrojnej”, „Dziewięciu śmierci ninja” oraz przede wszystkim „Strike Commando 2”. Sam Wood to zresztą jedna z jego najtwardszych postaci, która zgon każdego kolejnego oponenta okrasza zjadliwym one-linerem na miarę Arnolda Schwarzeneggera.

borntofight1

     „Born to Fight” dał Brentowi Huffowi drugą okazję do współpracy z włoskim reżyserem Bruno Matteim. Projekt nie jest równie udany co pierwszy tytuł podpisany nazwiskami Mattei/Huff – wspomniany „Strike Commando 2”, który podobnym sobie, tak miernym, że aż dobrym filmidłom podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. „Born to Fight” to klasyczny Mattei, utylizujący motywy znane z hollywoodzkich blockbusterów. Niestety, ten klasyk to pierwsza pozycja w filmografii Włocha, która cierpi na zmęczenie materiału. Da się to zauważyć zwłaszcza w środkowych partiach produkcji, gdy akcja zwalnia i grzęźnie w zwałach nudy. Nie miejmy tego Matteiemu za złe. W końcu jak długo można kręcić filmy za przysłowiowe grosze?

     Po „Strike Commando 2”, filmie porywającym i zaskakująco dobrym, „Born to Fight” zawodzi. Przeciętny Kowalski nie znajdzie w tym obrazie nic interesującego. Film warto natomiast polecić miłośnikom akcji z nurtu „euro war”. Oni na pewno docenią postać głównego bohatera, wątki zapożyczone z kina amerykańskiego oraz tanią, lecz władającą nieodpartym urokiem sensację.

Ocena: 4,5/10

     Recenzja znajduje się także na stronie filmweb.pl, pod niniejszym odnośnikiem. Zapraszam do śledzenia swojego profilu w tym serwisie.

11695003_396901840497222_4765089483078985986_n

Dodaj komentarz